Odnalezienie czegokolwiek to istne wykopaliska. Czy ją lubię? W całokształcie NIE! Zdałam sobie sprawę, że jej unikam. W efekcie robię w niej porządki pod hasłem „czas na zmiany" i tzw. „sprzątanie świata". 20% dni to porządek, a 80% to chaos. Jedyne co udaje się zachować to kolorystyczne ułożenie, ale to nie jest trudne gdy w większości przypadków czerń czai się wszędzie.
Mam rzeczy, których nie noszę…
a kupione na tzw. „poprawę nastroju". Mam też „ubrania do kochania" czyli takie, oryginalne choć z sieciówek. Wśród nich kilka unikatów np. szal z Nepalu: kolory, wzór; dobre gatunkowo, kupione gdy zobaczyłam je w „tłumie" i od razu wiedziałam, że „moje".
Co ciekawe nie nabyłam ich, w ramach „poprawy nastroju", raczej w dobrym humorze, w nagrodę dla samej siebie np. po osiągnięciu trudno wypracowanego sukcesu. W piękny dzień, tak - pamiętam pogodę gdy kupowałam moje „fajne" rzeczy.
Dzień starcia z szafą i moją głową…
zaczął się wcześnie, bo już we śnie wędrowałam po szafie i robiłam przegląd ubrań.
Kiedy już zaczęłam, coraz bardziej bałam się tego co przede mną. Końca chaosu nie było widać.
Postawiłam na technikę pomodoro, a rzeczy posegregowałam według kryteriów:
- letnie i zimowe
- za małe, za duże
- do naprawy (a to guzik, a to zamek, a to podszewka przy spódnicy)
- znoszone, zniszczone i tu pożegnałam się z moim t-shirtem z buldogiem i plamami :(
- tzw. jednorazówki – ubrania, które może miałam raz na sobie lub przez rok, wcale
- te ukochane i sprawdzone, w których czuję się doskonale.
Co z nimi zrobić?
- Ubrania do naprawienia, to 25 min. challange, na przyszycie guzika lub zaszycie rozdarcia.
- Te odpowiednie do aury panującej na dworze, zostawiamy „pod ręką”, te na inną porę roku, chowamy na wyższe pułki lub w pudła itp.
- Rzeczy, które mamy w dobrym stanie możemy przekazać dalej, a czasem nawet sprzedać lub zamienić, korzystając z Internetu. Oczywiście, wyprane, wyprasowane i złożone.
- Te "właściwe" składamy, wieszamy tak aby były gotowe do ubrania zaraz po wyjęciu z szafy.
- Ubrania, o których "zapomnieliśmy" warto przejrzeć, poszukać na nie nowego pomysłu, tworząc np. stylizcję z wykorzystaniem tych ulubionych ubrań, czy dodatków.
Historia moja i szafy, w obrazach
Trochę padam na twarz…
ale dobrze niech boli – będę pamiętała o tym, że nie warto mieć rzeczy, które zabierają przestrzeń w szafie i głowie. Po co rzeczy, których albo nie nosimy, albo zupełnie do nas nie pasują. Już nie wspomnę o aspekcie finansowym. Przecież za te pieniądze mogłabym, poszukać czegoś co będzie do mnie pasowało albo przeznaczyć je na wypad z przyjaciółmi do kina.
W trakcie porządków był również aspekt rodem z „czarnej komedii” – padło pytanie: „czy się wyprowadzam". Ono dobrze oddaje zakres działań i efektów. Sama siebie pytam: gdzie to się zmieściło?
A co od jutra?
Może już od dzisiaj. Nowy rytuał. – 15 min. przed snem, poukładam i pochowam wszystkie ubrania i rzeczy, tak aby kolejny dzień rozpoczął się w ładzie, a efekty zostały na dobre.
Porządki w szafie, na półce czy szufladzie, to właściwy krok, w drodze do lubienia siebie.
To całe „za dużo” działa na emocje i umysł. Czujemy się przytłoczeni, nie ogarniamy, a w efekcie szukamy iluzorycznych pochlebstw w social mediach, czy wirtualnych wygranych zdobywając kolejny level w grze. Zamiast poszukiwać sztucznej nagrody, sięgnijmy po tę naturalną porcję dopaminy. Pokonaj przyzwyczajenia, czy odkładanie rzeczy na później i zrób coś prawdziwie dobrego – dla siebie.
Powodzenia, Ola